Działo się to na początku lutego. Marysia, Boro, Misia i ja spotkaliśmy się, by przypomnieć sobie wzajemnie rysy naszych twarzy. Siedzieliśmy przy kuflu piwa w jakimś zadymionym pubie. Rozmowa jednak się nie kleiła a chilloutowa muza w żaden sposób nie koiła naszych posępnych nastrojów. W niezręcznym milczeniu rozglądaliśmy się na boki. Dół.
- Moje życie jest bez sensu - zagaił Misia - praca i doktorat i nie ma czasu na nic innego.
- Moje życie jest bez wyrazu - podjąłem - wracam z pracy i nim zdążę pomyśleć nad planem wieczoru, ten się już kończy. Bez sensu.
Spojrzeliśmy na Borówę. Tak... nie było sensu nawet pytać. Jego umęczona twarz mówiła wszystko. Zbliżający się termin oddania projektu sprawił, że energii w Borówie nie było widać ni krzty.
- Nie no chłopaki, zróbmy coś bo mnie to już wszystko dobija - Marysia chyba poczuła, że czas na konstruktywne propozycje. Spojrzeliśmy po swoich twarzach jeszcze raz - a zatem wszyscy myślimy o tym samym...
- No dobra, więc ja jestem zdecydowanie przeciwko żyletkom, zbyt mało spektakularne by trafić na onet no i potem sie jest takim bladym - zacząłem, bo od czegoś trzeba zacząć.
- Hmm, to może się powiesimy? - ożywił się Boro - Gdyby jeszcze jakiś dobry list oskarżający obecną władzę wysmarować, bylibyśmy newsem dnia.
- Oczy Marysi robiły się coraz większe - Głupki! - rzekła kręcąc głową - Myślałam o zrobieniu czegoś fajnego, a nie o rytualnym samobójstwie! Może byśmy gdzieś pojechali? Co sądzicie?
- Hmmm... - Boro nie mógł lepiej wyrazić głębokiej zadumy połączonej z niemałym zaskoczeniem powstałym z propozycji Marysi.
- No może to wcale niegłupi pomysł... - nieśmiało i konformistycznie wyraziłem swoje zdanie.
- W sumie czemu nie? - to już mniej konformistyczny Misia - Dajmy życiu jeszcze szansę!
Duch w nas wyraźnie odżył. Dla uczczenie chwili czym prędzej zamówiliśmy następną kolejkę i wznieśliśmy toast: Za Marysię! Coby jej dobrych pomysłów i piwa nigdy nie brakło!
Gdy - w dużo już lepszych nastrojach i ogólnym podekscytowaniu - smakowaliśmy piwo, dosiadło się do nas Pytanie. Pytanie rozsiadło się wygodnie w naszych umysłach i spokojnie czekało, aż któreś z nas Je wypowie. Uczyniła to Marysia.
- Słuchajcie! No to... to gdzie jedziemy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz