Izmir nie nadszedł. Zaraz po wyjściu z autobusu zgarnął nas dolmuszowy naganiacz i wsadził do busa jadącego do Selcuk - czyli prawdziwego celu naszej dzisiejszej podróży. Po godzinnej podróży byliśmy na miejscu. I tu znów minutę po wysiadce mieliśmy kwaterę. Przewodniki każą spławiać naganiaczy, bo często ich oferta nie jest najlepsza, ale z drugiej strony jest w tym dużo komfortu - od razu można rozwiązać jeden z dręczących Cię problemów, czyli brak transportu lub kwatery. A przy pewnym obyciu naganiacz niestraszny. W Selcuk dzielnie spisał się Misia, który wypertraktował 12,5 lira z wyjściowych 20 za noc w niezłych warunkach. Dzień zmierzał ku końcowi, więc po zakwaterowaniu udaliśmy sie na posiłek na mieście. W końcu zdecydowaliśmy się na kebabczyka.
Gdy wieczorem siedzieliśmy przy piwku w naszym pensjonacie (który swoją drogą okazał się bardzo sympatycznym miejscem) zrewidowaliśmy przywiezione z ojczyzny mity o Turcji z doświadczeniami ostatnich dni. Wyniki są póki co bardzo pozytywne. Oto one:
*) Tureckie piwo jest niedobre. Wartość: fałsz. Piwo Efes to jest to.
*) Turcy agresywnie podrywają blondynki. Wartość: póki co fałsz, zobaczymy jak na wschodzie.
*) Turczynki mają owłosione na czarno ręce i dłonie. Wartość: fałsz. Ja nie dostrzegłem, Misia nie dostrzegł. Natomiast faktem jest, że sporo kobiet chodzi w tradycyjnych strojach zakrywających wszystko od kostek po nadgarstki, więc pomiar jest niepewny.
*) Turecki kebab jest pyszny. Wartość: niestety fałsz. Ten który jedliśmy był taki sobie, ale póki co liczebność próby populacji wynosi 1, więc wysoce prawdopodobne, że zwrócimy kebabowi honor.
*) Cały naród pali tytoń jak lokomotywa. Wartość: fałsz. Palą. Jak wszędzie.
Podsumowując: jest nieźle, a może być jeszcze lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz