czwartek, 3 maja 2007

Turcja VII - Autobus Selcuk - Pamukkale

Jest źle, a może być jeszcze gorzej. Wydajemy masę kasy. Trzeba przyznać, że skuteczność Turków w dupczeniu jest wysoka. Podsumowanie finansowe przeprowadzone wczorajszego wieczora bez cienia wątpliwości wykazało, że kasa nam schodzi jak woda z dziurawego wiadra. Co gorsza, trudno znaleźć źródło oszczędności. No może trzeba będzie zamienić browar w barze na sklepowy a zamiast shishy palić fajkę.
Z rzeczy przyjemniejszych: wczoraj widzieliśmy Efez i okolice. Dla przeciętnego turysty Efez jest dużo wdzięczniejszym do zwiedzania antycznym miastem niż Troja. Prawa entropii zadziałały tu znacznie słabiej i jest co pooglądać. Duże wrażenie robi amfiteatr (świetna akustyka) i resztki bogato zdobionej biblioteki Celsusa. Efez zajął nam około 4 godziny, resztę dnia spędziliśmy na obejrzeniu świątyni św. Jana, który też to święty ma tu miejsce spoczynku, oraz na ogólnopojętym chilloutcie, którego jednym z elementów było pstrykanie nocnych fotek miasta w świetle księżyca w pełni, przy puszkowym browarze (ach te oszczędności). Tego dnia podjęliśmy też decyzję o opuszczeniu Selcuk'u i zakupiliśmy bilety na podróż do Pamukkale - siedziby jednego z tureckich cudów natury.
W tej chwili jesteśmy mniej więcej w połowie drogi do rzeczonego miasta. Misia i Maryś beztrosko drzemią, natomiast Boro kontempluje istotę wszechświata.



Główna scena pierwszego Przystanku Woodstock



Bardzo ładne resztki biblioteki



Misia, Spajdi i bogini bez głowy



Główna ulica w Efezie



We, the gods of the past, are watching you!



Fota a'la pocztówka by Boro.
Kwiatuszki, w tle Selcuk



Chillout w tureckim pubie. Szachy, piwo...



...i oczywiście wodna faja



Selcuk nocą

Brak komentarzy: